wtorek, 30 kwietnia 2013

Double Week 16&17. 365 Project.

Wcięło mnie na cały tydzień.
Aż zapomniałam jak wygląda blog...
Tyle teraz robię, że nie wiem kiedy tydzień mija!
Ten był zwłaszcza busy busy, bo przyjechali znajomi, których poznałam 2 lata temu a którzy niestety ku rozpaczy wszystkich rok temu wrócili do Polski i teraz wpadli na cały tydzień w odwiedziny ze swoim synkiem.
Więc codziennie do nich jeździłam, żeby się nimi nacieszyć.
Dlatego dziś wrzucam na ruszt podwójnego hamburgera- dwa tygodnie razem.


105/365
Na drzwiach od lodówki zawisła dziś kartka wyznaczajaca ile czego mamy jeść...
Bo Młoda mimo jedzenia tylko warzyw i owoców ma za mało witamin i za mało wapnia, więc musimy ściśle tej listy przestrzegać. 
Dali by się dziecku porządnie najeść to by od razu jej wszystko do normy wróciło :)

 

106/365
Pies się zakochał..
...albo wyczaił dobrą zakąskę.
Od dwóch tygodni leży przylepiony do klatki z królikiem i świnką morską.
I wpatruje się jak zahipnotyzowany w świniaka.
Nie spuszcza go z oczu.
Przez pierwsze dni nawet nie jadł i nie pił.
Nie pomaga przykrywanie klatki, bo wskakuje tak, że ściąga koc na ziemię.



107/365
Mamy taki zwyczaj, że rysujemy sobie z Młodą różne rzeczy w kalendarzu i przeglądałam go dziś i to znalazłam...





108/365
Młoda w przyszłym tygodniu będzie miała super wycieczkę klasową.
Jadą na noc do zacumowanego w porcie dużego statku z 1866 roku.
Zanim tam dotrą musieli udawać, że składają aplikację to różnych grup na statku np: kuchnia, rozrywka, grupa od sprzątania itp.
Musieli też napisać podania i wyjasnić czemu się starają o taką pozycję.
Do tego przez 3 tyg uczyli się śpiewać szanty i każdy obowiązkowo musiał znać trzy.
Oprócz śpiewania mieli szkolenie jak wygląda musztra na statku, jakie komendy się wydaje i jak się na nie reaguje.
Każdy dostał też kawałek sznurka i musiał się nauczyć wiązać kilka węzów.
Czy to nie jest super pomysł!!?
I w to były wplecione inne przedmioty: historia, matematyka,muzyka i wszystko kręciło się wokól tej wycieczki.





109/365
Dziś Młody miał przedstawienie w szkole, w którym grał.
Nie mogłam nie pójść :)
Siedziałam po zupełnie innej stronie niż hości  i Młody przez całe przedstawienie patrzył się na mnie.
Sprawdzał czy klaszczę, czy się uśmiecham i robiłam mu oczywiście głupie miny :P
Na końcu przedstawienia przyleciał najpierw do mnie, mimo, że rodzice stali niedaleko...
Dopiero po chwili jak już go wyściskałam i pogratulowałam, przypomniało mu się, że musi iść do nich też.
Host poklepał go po ramieniu " god job son" zrobił mu zdjęcie i tyle.
Potem poszliśmy razem do stolika gdzie były ciastka, snacki dla dzieci i Młody się mnie pytał czy może słodycze a ja " no pewnie! bierz ile chcesz! zasłużyłeś po takim super show".
Młody dał mi do trzymania talerz, począstował kawałkiem swojego ciastka i wogóle nie zwracał na nich uwagi.
A oni stali... i się gapili...wręcz znudzeni.
Chcieli mi go potem zabrać do domu, mimo, że mieli już wolne do końca dnia.
I zamiast gdzieś z nim pójsć to miał siedzieć w chałupie...
Więc go zabrałam natychmiast i czekaliśmy 2h, żeby Młoda skończyła lekcje.
W tym czasie grałam z nim i jego kolegami w piłkę.
Nagle jeden walnął mnie niechcący piłką i powiedziałam AUA.
A Młody na to " dont you dare to kill my au pair!! Only i can hit her!" 
Mój broniący mnie potworek :)





110/365
Dziś pojechałąm do Berkeley w okolice uniwerku i natknęłam się na coś, co zwykle ogląda się w amerykańskich filmach i myśli: "taaa już ja to widzę, jak oni tak imprezują..ci scenarzyści to zdrowo przesadzają."
Otóż nie przesadzają.
W kilkunastu domach, gdzie każdy miał z przodu greckie litery wskazujące na studenckie organizacje typu Lambda PI itp,  były dzikie imprezy.
W ogródkach były porozstawiane dmuchane baseny, wodne zjeżdżalnie, mini tropikalne wyspy a jeden z domów był cały ogrodzony parawanem i dookoła niego stało 5 ochroniarzy!
Chyba w pięciu miejscach widziałam stoły do beer-ponga.
Ogólnie to była dopiero 12.00 w południe a wszyscy byli już zdrowo pijani.
Wszystko oczywiście odbywało się przy mega głośnej muzyce.
Strój obowiązkowy: bikini i spodenki kąpielowe.
DJ'e siedzieli na balkonach z profesjonalnymi stołami do mixowania, a kanapy stały nawet na dachach.
Szalleeeństwo.
American Pie party LIVE.  




111/365
Od dwóch lat wybierałam się na MT Diablo, którą mam zaraz za plecami.
Ale zawsze to przekładałam na później.
Niestety to PÓŹNIEJ kończy się juz niedługo więc stwierdziłam, że najwyższa pora tam pojechać.
Ma prawie 1200m i ponieważ okolice tutejsze są w miarę płaskie to widać ją z każdego miejsca i jest bardzo charakterystycznym znakiem East Bay i SF.
Nie lubię chodzić po górach więc jak to na leniwca przystało wjechałam autem na sam szczyt.
Dopiero tam trochę połaziłam i chłonęłam widoki.
Nad głową latali mi paralotniarze, ludzi nie było dużo, więc we własnym wolniutkim tempie miałam czas pokontemplować w ciszy i spokoju.
Co mnie zaskoczyło to, że faktyczny czubek tej góry jest schowany i zamknięty w malutkiej wieży na samym szczycie.
Truptałam sobie po tych zboczach Mt Diablo ok 4 godz. 
A na koniec pojechałam do pobliskiego parku z jeziorkiem, żeby posłuchać szumu wody.
Zdecydowanie jestem człowiek z nad morza.






WEEK 17

112/365
Z cyklu hostkowe szaleństwa.
Nalepki ze spiżarki.
Bo parę razy zostawiłam nie zamknięte pudełka po płatkach i nie domknięte orzeszki...





113/365
Dziś miałam ap meeting.
Byłam jak zwykle tylko ja i potem doszła trzytygodniowa świeżynka.
Świeżynka pochodzi z Francji i z miejsca rozłożyła mnie pytaniem:
"a to w Polsce nie mówi sie tak jak w Niemczech-po niemiecku? To jaki macie język? Rosyjski?" 
Ręce opadają...
Jak to podsumowała idealnie Paulina w komenatrzu na facebooku:  "my nie mówió, my dawać znaki dymne".
Dokładnie tak powinnam jej odpowiedzieć wtedy..
Dzisiejsze spotkanie miałyśmy w cukierni więc w ramach kolacji zafundowałam sobie potrójne, ciepłe brownies, z lodami french vanilla, z bitą śmietaną, polane ciepłym sosem karmelowym i czekoladowym a na końcu posypane orzechami włoskimi.
Ja nie mówić, nie dawać znaków dymnych, bo ja wsuwać i obżerać się deserem!
I potem ja się dziwić, że dupsko rośnie :P




114/365
O tym, że markowe kosmetyki w USA są dużo tańsze wiadomo od zawsze.
Zwłaszcza jeśli, ktoś zarabia normalnie (czyt: nie au pairską pensję) to na prawdę może sobie pozwolić na porządne rzeczy.
Ja jako ta z au pairską pensją, poluję często na promocje, oferty wiązane albo wyprzedaże.
Od samego początku tutaj kupuje pudry Clinique, bo jako jedyne mnie nie uczulają.
Kosztuje on tutaj 27$, więc nawet dla AP nie jest to mega wydatek.
Do tego skusiłam się dziś na tonik do twarzy i wtedy babeczka ze stoiska podowiedziała mi, że jak złożę aplikację o karte kredytową tego sklepu to dostanę bonus i parę extra kosmetyków.
To mówię jej grzecznie, że raz już próbowałam i z moimi zarobkami to w banku przy rozpatrywaniu tego podania mieli chyba niezły ubaw.
A ona, że nie szkodzi, że mi odmówią.
Liczy się chęć złożenia podania, potem oni mi odmówią wydania karty a ja i tak z siateczką pełną fantów zostanę.
No to tak zrobiłam i tym sposobem dorzuciła mi dwie kosmetyczki, trzy tusze do rzęs, full size błyszczyk jakis magiczny krem i cienie z różem do policzków.
Zestaw warty fortunę, bo każda z tych rzeczy kosztuje min 25$!
W życiu nie miałam tylu markowych kosmetyków :P
Sioster i Mama już sobie zęby ostrzą...




115/365
No i nadszedł długoooooo wyczekiwany  dzień: koncert Bon Jovi!!
Było cudownie!!!
Jon, przystojny i sexy jak zawsze, powalał głosem, charyzmą i energią.
Śpiewali i grali wszyscy rewelacyjnie. 
Opiszę to szczegółowo w osobnym poście :)




116/365
Oj ciężko się rano gadało, bo gardło miałam zdarte od wydzierania się na koncercie...
Ale jakoś dzień zleciał.
Jedyną ciekawostką z dnia była kolejna tajna notka w kalendarzu.
Oczywiście nie powie mi tego osobiście...
Tak się zestresowała, że aż nie wiedziała czy ten hall ma być "tidy" czy "free from.."
A ja czasem nie wiem czy ona jest "stupid" czy po prostu " free from brain" :P




117/365
Sobota. 
Pracowałam dziś 14 godz!
Hostka sie wcześniej zapytała czy to będzie ok, bo jeśli nie to ja bym pracowała tylko rano a potem ona weźmie babysitter.
Ale jeśli się zgodzę to ona oczywiście zapłaci mnie.
To się zgodziłam.
Padałam na pysk po całym dniu, ale myślę sobie warto, bo co najmniej 100$ dostanę.
I żałuję bardzo, że się zgodziłam....
A czemu to się dowiecie z dnia jutrzejszego.
Zdjęcie z dzisiaj jest z bobasem tej mojej koleżanki.
Wzięłam na chwilę moje dzieciaki, żeby się z nią zobaczyli, bo ona ich pilnowała w przerwie między JO a mną.




118/365
Dzień zaczął się tak, że się mega wkurzyłam.
Wychodzę na górę i hostka do mnie, że ona mi zapłaci tylko za 4 godz for my private time wczoraj, bo przecież my możemy pracować max 10h dziennie tak legalnie.......
Aż kubek z wrażenia upuściłam.
Mój błąd, że jej nic nie powiedziałam.
Napisałam już do LCC, czy to nie jest niezgodne z zasadą, że musimy mieć 1,5 wolnego w ciągu weekendu a ja caaaaalutką sobotę pracowałam.
Co prawda w tygodniu miałam może 35h pracy, ale wydaje mi się, że to nie powinno mieć wpływu na weekendy. 
1,5 dnia wolnego to 1,5 dnia.
Na szczęście reszta niedzieli była jak najbardziej udana, bo wybrałam się popływać z delfinami.
Nie udało mi się na Hawajach a zanim z tymi australijskimi popływam to jeszcze trochę minie, więc mówię  a co tam! Jadę!
Opiszę to dokładnie osobno jutro, a tymczasem zdjęcie Ani całującej delifina.
Żadne z nas nie zamieniło się w ropuchę, więc to chyba dobrze :P






EDIT: LCC napisała, że jeśli wszystko sie mieści w 45h to mogę tyle pracować i to obojętnie czy ona te godziny wykorzysta za jednym zamachem czy po trochu..ehhhh

3 komentarze:

  1. &$%#@, przepraszam, ale same inwektywy cisną mi się na usta, mimo, że jestem raczej kulturalną osobą;) Czy mógłby ktoś wytłumaczyć tej chorej babie podstawowe zasady żywienia?? Dietetyk ze mnie żaden, biologii nienawidziłam, ale chyba z gimnazjum, a to było daaaaawno temu, wyniosłam wiedzę, że tzw. ADEK rozpuszcza się w tłuszczach. Może młoda żywić się samą marchewką, ba, tabletkami witaminowymi i będzie miała niedobory, bo po prostu ich nie przyswoi. Przepraszam za ten laborat żywieniowy, ale podniosło mi się ciśnienie już od rana :D

    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. A kto jest Twoja LC? Rebecca? I jeśli można wiedzieć ile taki wspaniały koncert wynosi w SF?? Kurcze jeszcze ostatnie pelne 5 tygodni Ci u nich pozostało!!! Jak się z tym czujesz? Teraz to może wydaje sie az ale jak zostanie pare dni... szkoda mi tych dzieciakow bo one na maxa przywiazaly się do Ciebie!! Oj ciężko będzie miała ta Twoja następczyni:p

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, ze napisalas, bo juz sie martwilam, ze cos sie stalo :)

    Tak sobie mysle, czytajac o hostach, ze oni bardzo sie staraja zebys przypadkiem nie poczula sie dobrze u nich. Boja sie, ze jak ich polubisz to nie bedziesz chciala wyjechac czy co?

    OdpowiedzUsuń